Jakiś czas temu, przede mną była łatwa i przyjemna impreza: transfer grupy z Kołobrzegu do Gdańska; obiadokolacja, nocleg. W następnym dniu po śniadaniu zwiedzanie mojego rodzinnego miasta i pożegnanie grupy.
Wczesnym rankiem udałem się na dworzec PKP, aby rannym pociągiem dostać się do Kołobrzegu. Według rozkładu jazdy miałem idealne połączenie: o 04.10 wyjazd z Gdańska – przybycie do Kołobrzegu o 09.12, a o 10.00 spotkanie z grupą.
Na dworzec przybyłem na pół godziny przed odjazdem pociągu (bilet zakupiłam dzień wcześniej). Na pięć minut przed planowanym przybyciem pociągu na gdański dworzec słyszę w głośnikach informację, że pociąg do Kołobrzegu ma 55 minut opóźnienia i że opóźnienie może się jeszcze zwiększyć. Nogi się pode mną ugięły. W jednym momencie zdałem sobie sprawę, że tym pociągiem nie przybędę na czas do grupy. Co zrobiłem? Zadzwoniłem do osoby, która nie raz, nie dwa, mi pomogła – do żony. Wziąłem taxi i w ciągu dziesięciu minut byłem już w domu. Żona w międzyczasie przygotowała się do wyjazdu i z kluczykami do samochodu w ręce czekała na mnie przy drzwiach. Natychmiast ruszyliśmy w kierunku Kołobrzegu. Na szczęście ani radar ani kontrola policyjna nie przerwała naszej dość szybkiej jazdy. Do hotelu w Kołobrzegu dotarliśmy o godzinie 09.20. Pożegnałem się z żoną, wypiłem szybką kawę i o…. 09.50 jak gdyby nic powitałem z uśmiechem gości w autokarze. Przejazd do Gdańska odbył się już bez niespodzianek.
Życząc mniej stresujących przygód żegnam się turystycznym pozdrowieniem.
Marian